Twórcy wojny nie mają szlachetnych motywów

Twórcy wojny nie mają szlachetnych motywów: rozdział 6 książki „Wojna to kłamstwo” Davida Swansona

CZYNICIELE WOJNY NIE MAJĄ SZLACHETNYCH MOTYWÓW

Wiele dyskusji na temat kłamstw, które wywołują wojny, szybko sprowadza się do pytania „Cóż, w takim razie dlaczego chcieli wojny?” Zwykle w grę wchodzi więcej niż jeden motyw, ale motywy nie są strasznie trudne do znalezienia.

W przeciwieństwie do wielu żołnierzy, których okłamano, większość kluczowych decydentów wojennych, mistrzowie wojny, którzy decydują o tym, czy wojny się zdarzają, w żadnym sensie nie mają szlachetnych motywów do tego, co robią. Chociaż szlachetne motywy można znaleźć w rozumowaniu niektórych zaangażowanych osób, nawet u niektórych osób na najwyższych szczeblach podejmowania decyzji, jest bardzo wątpliwe, czy same takie szlachetne intencje kiedykolwiek wywołałyby wojny.

Motywy ekonomiczne i imperialne były oferowane przez prezydentów i członków kongresu dla większości naszych głównych wojen, ale nie były one bez końca nagłaśniane i dramatyzowane, jak inne rzekome motywacje. Wojna z Japonią w dużej mierze dotyczyła ekonomicznej wartości Azji, ale odparcie złego japońskiego cesarza było lepszym plakatem. The Project for the New American Century, think tank dążący do wojny z Irakiem, wyjaśnił swoje motywy na kilkanaście lat przed wybuchem wojny – motywy, które obejmowały dominację wojskową USA na świecie z coraz większymi bazami w kluczowych regionach „amerykańskiego odsetki." Cel ten nie był powtarzany tak często ani tak krzykliwie jak „BMR”, „terroryzm”, „złoczyńca” czy „szerzenie demokracji”.

Najrzadziej mówi się o najważniejszych motywacjach do wojen, a najwięcej o najmniej ważnych lub całkowicie oszukańczych motywacjach. Do ważnych motywów, o których mistrzowie wojenni najczęściej rozmawiają prywatnie, należą kalkulacje wyborcze, kontrola zasobów naturalnych, zastraszanie innych krajów, dominacja regionów geograficznych, korzyści finansowe dla przyjaciół i sponsorów kampanii, otwarcie rynków konsumenckich i perspektywy do testowania nowej broni.

Gdyby politycy byli uczciwi, kalkulacje wyborcze zasługiwałyby na otwartą dyskusję i nie stanowiłyby powodu do wstydu czy tajemnicy. Wybrani urzędnicy powinni zrobić to, co zapewni im reelekcję, w ramach struktury praw, które zostały demokratycznie ustanowione. Ale nasza koncepcja demokracji stała się tak wypaczona, że ​​reelekcja jako motywacja do działania jest ukrywana obok spekulacji. Dotyczy to wszystkich obszarów pracy rządu; proces wyborczy jest tak skorumpowany, że opinia publiczna jest postrzegana jako kolejny czynnik korupcyjny. Jeśli chodzi o wojnę, poczucie to potęguje świadomość polityków, że wojny są reklamowane za pomocą kłamstw.

Sekcja: WŁASNYMI SŁOWAMI

The Project for the New American Century (PNAC) był think tankiem od 1997 do 2006 w Waszyngtonie (później reaktywowany w 2009). Siedemnastu członków PNAC służyło na wysokich stanowiskach w administracji George'a W. Busha, w tym wiceprezydenta, szefa sztabu wiceprezydenta, specjalnego asystenta prezydenta, zastępcę sekretarza ds. obrony, ambasadora w Afganistanie i Iraku, zastępcę sekretarza ds. Stanu i Podsekretarz Stanu.

Jedna osoba, która była częścią PNAC, a później administracji Busha, Richard Perle, wraz z innym przyszłym biurokratą Busha, Douglasem Feithem, pracowali dla lidera izraelskiego Likudu, Benjamina Netanjahu w 1996 roku i wydali artykuł zatytułowany A Clean Break: A New Strategia zabezpieczania królestwa. Królestwem był Izrael, a zalecaną strategią był hipermilitaryzowany nacjonalizm i brutalne usunięcie regionalnych przywódców zagranicznych, w tym Saddama Husajna.

W 1998 PNAC opublikował list otwarty do prezydenta Billa Clintona, wzywając go do przyjęcia celu, jakim jest zmiana reżimu w Iraku, co uczynił. List ten zawierał to:

„[I]jeśli Saddam zdobędzie zdolność do dostarczania broni masowego rażenia, co jest prawie pewne, że zrobi, jeśli będziemy podążać obecnym kursem, bezpieczeństwo amerykańskich żołnierzy w regionie, naszych przyjaciół i sojuszników, takich jak Izrael i umiarkowane kraje arabskie, a znaczna część światowych zasobów ropy będzie zagrożona”.

W 2000 PNAC opublikował artykuł zatytułowany Rebuilding America's Defenses. Cele przedstawione w tym artykule o wiele bardziej pasują do rzeczywistych zachowań mistrzów wojny niż jakiekolwiek pojęcia „szerzenia demokracji” czy „przeciwstawiania się tyranii”. Kiedy Irak atakuje Iran, pomagamy. Kiedy atakuje Kuwejt, wkraczamy. Kiedy nic nie robi, bombardujemy go. To zachowanie nie ma sensu w odniesieniu do fikcyjnych historii, które nam opowiadano, ale ma doskonały sens w odniesieniu do tych celów PNAC:

• utrzymanie prymatu USA,

• wykluczenie powstania rywala wielkiego mocarstwa, oraz

• kształtowanie porządku bezpieczeństwa międzynarodowego zgodnie z zasadami i interesami amerykańskimi.

PNAC ustalił, że będziemy musieli „walczyć i zdecydowanie wygrywać wiele równoczesnych dużych wojen teatralnych” oraz „wykonywać obowiązki„ policji ”związane z kształtowaniem środowiska bezpieczeństwa w regionach krytycznych”. W tym samym artykule z 2000 roku PNAC napisał:

„Podczas gdy nierozwiązany konflikt z Irakiem stanowi bezpośrednie uzasadnienie, potrzeba znacznej obecności sił amerykańskich w Zatoce Perskiej wykracza poza kwestię reżimu Saddama Husajna. Rozmieszczenie baz w USA musi jeszcze odzwierciedlać te realia. . . . Z amerykańskiej perspektywy wartość takich baz przetrwałaby nawet w przypadku odejścia Saddama ze sceny. W dłuższej perspektywie Iran może okazać się równie dużym zagrożeniem dla interesów USA w Zatoce Perskiej, jak Irak. I nawet gdyby stosunki amerykańsko-irańskie uległy poprawie, utrzymanie wysuniętych sił w regionie nadal byłoby istotnym elementem strategii bezpieczeństwa USA. . . ”.

Dokumenty te zostały opublikowane i szeroko dostępne na wiele lat przed inwazją na Irak, a mimo to sugerowanie, że siły amerykańskie będą próbowały pozostać i budować stałe bazy w Iraku, nawet po zabiciu Saddama Husajna, było skandalem w salach Kongresu lub w korporacyjnych mediach. Sugerowanie, że wojna z Irakiem miała cokolwiek wspólnego z naszymi imperialnymi bazami, ropą naftową lub Izraelem, a tym bardziej, że Husajn nie miał jeszcze broni, było herezją. Jeszcze gorsze było sugerowanie, że bazy te mogą zostać wykorzystane do przeprowadzania ataków na inne kraje, zgodnie z celem PNAC, jakim jest „utrzymanie przewagi USA”. A jednak Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych NATO w Europie w latach 1997-2000 Wesley Clark twierdzi, że w 2001 roku sekretarz wojny Donald Rumsfeld wystosował notatkę proponującą przejęcie siedmiu krajów w ciągu pięciu lat: Iraku, Syrii, Libanu, Libii, Somalii, Sudanu, i Iranu.

Zasadniczy zarys tego planu potwierdził nie kto inny jak były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, który w 2010 roku przypiął go byłemu wiceprezydentowi Dickowi Cheneyowi:

Według Blaira Cheney chciał przymusowej „zmiany reżimu” we wszystkich krajach Bliskiego Wschodu, które uważał za wrogie interesom USA. „Przepracowałby cały ten czas, Irak, Syrię, Iran, zajmując się w trakcie tego wszystkimi ich surogatami – Hezbollahem, Hamasem itd.” – napisał Blair. „Innymi słowy, on [Cheney] uważał, że świat musi zostać stworzony na nowo i że po 11 września trzeba to zrobić siłą i w trybie pilnym. Więc był za twardą, twardą siłą. Żadnych „jeśli”, żadnych „ale”, żadnych „może”.

Zwariowany? Jasne! Ale to właśnie udaje się w Waszyngtonie. Po każdej z tych inwazji upubliczniono by nowe wymówki dla każdej z nich. Ale leżące u podstaw przyczyny pozostałyby podane powyżej.

Sekcja: TEORIE KONSPIRACYJNE

Częścią etosu „wytrzymałości” wymaganego od amerykańskich twórców wojennych był nawyk myślenia, który wykrywa głównego, globalnego i demonicznego wroga za każdym cieniem. Przez dziesięciolecia wrogiem był Związek Radziecki i zagrożenie ze strony globalnego komunizmu. Ale Związek Radziecki nigdy nie miał globalnej obecności militarnej Stanów Zjednoczonych ani takiego samego zainteresowania budowaniem imperium. Jego broń, groźby i agresja były nieustannie wyolbrzymiane, a jego obecność wykrywano za każdym razem, gdy mały, biedny naród stawiał opór dominacji Stanów Zjednoczonych. Zakładano, że Koreańczycy i Wietnamczycy, Afrykanie i mieszkańcy Ameryki Południowej nie mogą mieć własnych suwerennych interesów. Jeśli odrzucali nasze nieproszone wskazówki, ktoś musiał ich do tego namawiać.

Komisja powołana przez prezydenta Reagana, zwana Komisją ds. Zintegrowanej Strategii Długoterminowej, zaproponowała więcej małych wojen w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. Obawy obejmowały „dostęp USA do regionów krytycznych”, „amerykańską wiarygodność wśród sojuszników i przyjaciół”, „amerykańską pewność siebie” oraz „zdolność Ameryki do obrony swoich interesów w najważniejszych regionach, takich jak Zatoka Perska, Morze Śródziemne i zachodnim Pacyfiku”.

Ale co należy powiedzieć opinii publicznej, przed czym broniono naszych interesów? Oczywiście imperium zła! Podczas tak zwanej zimnej wojny uzasadnienie spisku komunistycznego było tak powszechne, że niektórzy bardzo inteligentni ludzie wierzyli, że bez niego nie może toczyć się wojna w USA. Oto Richard Barnet:

„Mit monolitycznego komunizmu – że wszystkie działania ludzi, którzy nazywają siebie komunistami lub których J. Edgar Hoover nazywa komunistami, są planowane i kontrolowane na Kremlu – jest niezbędny dla ideologii biurokracji bezpieczeństwa narodowego. Bez niej prezydent i jego doradcy mieliby większe trudności z rozpoznaniem wroga. Z pewnością nie mogli znaleźć przeciwników godnych wysiłków „obronnych” najpotężniejszej potęgi militarnej w historii świata”.

Ha! Przepraszam, jeśli miałeś jakiś napój w ustach i spryskałeś nim swoje ubranie, kiedy to czytałeś. Jakby wojny nie miały trwać! Tak jakby to nie wojny były powodem komunistycznego zagrożenia, a nie odwrotnie! Pisząc w 1992 roku, John Quigley widział to wyraźnie:

„Reforma polityczna, która przetoczyła się przez Europę Wschodnią w latach 1989-90, zostawiła zimną wojnę na śmietniku historii. Mimo to, nasze interwencje zbrojne się nie skończyły. W 1989 roku interweniowaliśmy, aby wesprzeć rząd na Filipinach i obalić rząd w Panamie. W 1990 roku wysłaliśmy ogromne siły do ​​Zatoki Perskiej.

„Kontynuacja interwencji zbrojnych nie jest jednak zaskakująca, ponieważ cały czas celem . . . było mniej walki z komunizmem niż utrzymania naszej własnej kontroli”.

Zagrożenie ze strony Związku Sowieckiego lub komunizmu zostało w ciągu kilkunastu lat zastąpione zagrożeniem ze strony Al-Kaidy lub terroryzmu. Wojny z imperium i ideologią stałyby się wojnami z małą grupą terrorystyczną i taktyką. Zmiana miała pewne zalety. Podczas gdy Związek Radziecki mógł publicznie upaść, nigdy nie można było udowodnić, że tajny i szeroko rozproszony zbiór komórek terrorystycznych, do których moglibyśmy zastosować nazwę Al-Kaida, zniknął. Ideologia mogła wypaść z łask, ale gdziekolwiek toczyliśmy wojny lub narzucaliśmy niepożądaną kontrolę, ludzie stawiali opór, a ich walka byłaby „terroryzmem”, ponieważ była skierowana przeciwko nam. To było nowe uzasadnienie dla niekończącej się wojny. Ale motywacją była wojna, a nie krucjata mająca na celu wyeliminowanie terroryzmu, która to krucjata oczywiście doprowadziłaby do wzrostu terroryzmu.

Motywacją była kontrola Stanów Zjednoczonych nad obszarami „żywotnego zainteresowania”, a mianowicie dochodowymi zasobami naturalnymi i rynkami oraz strategicznymi pozycjami baz wojskowych, z których można rozszerzyć władzę na jeszcze więcej zasobów i rynków, i z których można odmówić wszelkim wyobrażalnym „rywalom” czegokolwiek przypominającego „ Amerykańska pewność siebie”. Jest to oczywiście wspomagane i podżegane przez motywacje tych, którzy czerpią korzyści finansowe z samej wojny.

Sekcja: DLA PIENIĘDZY I RYNKÓW

Ekonomiczne motywacje wojen nie są nowością. Najsłynniejsze wersety z książki Smedleya Butlera War Is A Racket w ogóle nie znajdują się w tej książce, ale w numerze socjalistycznej gazety Common Sense z 1935 roku, w którym napisał:

„Spędziłem 33 lata i cztery miesiące w czynnej służbie wojskowej iw tym okresie spędziłem większość czasu jako wysokiej klasy osiłek dla Wielkiego Biznesu, dla Wall Street i bankierów. Krótko mówiąc, byłem kanciarzem, gangsterem na rzecz kapitalizmu. Pomogłem uczynić Meksyk, a zwłaszcza Tampico bezpiecznym dla amerykańskich interesów naftowych w 1914 roku. Pomogłem uczynić Haiti i Kubę przyzwoitym miejscem, w którym chłopcy z National City Bank mogli zbierać dochody. Pomogłem w zgwałceniu pół tuzina republik Ameryki Środkowej dla korzyści z Wall Street. Pomogłem oczyścić Nikaraguę dla Międzynarodowego Domu Bankowego Brown Brothers w latach 1902-1912. W 1916 r. przyniosłem Republice Dominikany światło dla amerykańskich interesów związanych z cukrem. W 1903 r. pomogłem uczynić Honduras odpowiednim dla amerykańskich firm owocowych. W Chinach w 1927 r. pomogłem dopilnować, aby Standard Oil szedł swoją drogą bez przeszkód. Patrząc wstecz, mogłem dać Alowi Capone kilka wskazówek. Najlepsze, co mógł zrobić, to operować swoją rakietą w trzech dzielnicach. Działałem na trzech kontynentach”.

To wyjaśnienie motywów wojen nie było zwykle przedstawiane przez Butlera barwnym językiem, ale nie było też tajemne. W rzeczywistości propagandyści wojenni od dawna opowiadają się za przedstawianiem wojen jako korzystnych dla wielkiego biznesu, niezależnie od tego, czy faktycznie byłyby:

„Ze względu na ludzi biznesu wojna musi wyglądać na dochodowe przedsięwzięcie. LG Chiozza, poseł do spraw pieniędzy, opublikował oświadczenie w London Daily Chronicle z 10 sierpnia 1914 r., które jest wzorem dla tego rodzaju rzeczy. On napisał:

„Nasz główny konkurent, zarówno w Europie, jak i poza nią, nie będzie mógł prowadzić handlu, a po zakończeniu wojny niewątpliwy antagonizm, jaki wszędzie wzbudza niemiecka agresja, pomoże nam utrzymać handel i żeglugę, które od niej wygramy”.

Dla Carla von Clausewitza, który zmarł w 1831 roku, wojna była „kontynuacją stosunków politycznych, prowadzeniem ich innymi środkami”. Brzmi to dobrze, o ile rozumiemy, że twórcy wojen często preferują środki wojny, nawet jeśli inne środki mogą osiągnąć te same wyniki. W przemówieniu wygłoszonym 31 sierpnia 2010 r. w Gabinecie Owalnym, wychwalającym wojny w Iraku i Afganistanie, prezydent Obama wykrzyknął: „Nowe rynki dla naszych towarów rozciągają się od Azji po obie Ameryki!” W 1963 roku John Quigley, który jeszcze nie był analitykiem kłamstw wojennych, był żołnierzem piechoty morskiej wyznaczonym do wykładania swojej jednostki na temat spraw światowych. Kiedy jeden z jego uczniów sprzeciwił się pomysłowi walki w Wietnamie, Quigley „wyjaśniał cierpliwie, że pod wietnamskim szelfem kontynentalnym znajduje się ropa naftowa, że ​​duża populacja Wietnamu jest ważnym rynkiem zbytu dla naszych produktów i że Wietnam dowodzi szlakiem morskim z Bliskiego Wschodu”. na Daleki Wschód”.

Ale zacznijmy od początku. Zanim został prezydentem, William McKinley powiedział: „Chcemy rynku zagranicznego dla naszych nadwyżek produktów”. Jako prezydent powiedział gubernatorowi Robertowi LaFollette z Wisconsin, że chce „osiągnąć dominację Stanów Zjednoczonych na światowych rynkach”. Kiedy Kubie groziło niebezpieczeństwo uzyskania niepodległości od Hiszpanii bez pomocy, McKinley przekonał Kongres, aby nie uznawał rządu rewolucyjnego. W końcu jego celem nie była niepodległość Kuby ani niepodległość Puerto Rico czy Filipin. Kiedy przejął kontrolę nad Filipinami, McKinley myślał, że dąży do osiągnięcia celu, jakim jest „dominacja na światowych rynkach”. Kiedy mieszkańcy Filipin walczyli, nazwał to „powstaniem”. Opisał wojnę jako misję humanitarną dla własnego dobra Filipińczyków. McKinley był pionierem, mówiąc najpierw to, co później prezydenci mówili rutynowo, gdy byli zaangażowani w wojny o zasoby lub rynki.

Miesiąc przed przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej, 5 marca 1917 r., ambasador USA w Wielkiej Brytanii, Walter Hines Page, wysłał telegram do prezydenta Woodrowa Wilsona, w którym przeczytał częściowo:

„Jestem pewien, że presja zbliżającego się kryzysu przekroczyła możliwości agencji finansowej Morgan dla rządów Wielkiej Brytanii i Francji. Potrzeby finansowe aliantów są zbyt wielkie i pilne, aby mogła je obsłużyć jakakolwiek prywatna agencja, ponieważ każda taka agencja musi stawić czoła rywalizacji biznesowej i sektorowym antagonizmom. Nie jest nieprawdopodobne, że jedynym sposobem na utrzymanie naszej obecnej wybitnej pozycji handlowej i uniknięcie paniki jest wypowiedzenie wojny Niemcom”.

Po zawarciu pokoju z Niemcami kończącego I wojnę światową, prezydent Wilson zatrzymał wojska amerykańskie w Rosji do walki z Sowietami, pomimo wcześniejszych twierdzeń, że nasze wojska były w Rosji w celu pokonania Niemiec i przechwycenia dostaw dla Niemiec. Senator Hiram Johnson (P., Kalifornia) powiedział o rozpoczęciu wojny: „Pierwszą ofiarą, gdy nadchodzi wojna, jest prawda”. Miał teraz coś do powiedzenia na temat niepowodzenia w zakończeniu wojny po podpisaniu traktatu pokojowego. Johnson potępił trwające walki w Rosji i zacytował Chicago Tribune, gdy twierdził, że celem jest pomoc Europie w odzyskaniu rosyjskiego długu.

W 1935 roku, biorąc pod uwagę rosnące zainteresowanie finansowe wojną z Japonią, Norman Thomas zwrócił uwagę, że przynajmniej z perspektywy narodowej, jeśli nie z perspektywy konkretnych spekulantów, nie ma to sensu:

„Cały nasz handel z Japonią, Chinami i Filipinami w 1933 roku wyniósł 525 milionów dolarów, czyli tyle, ile wystarczyłoby na prowadzenie pierwszej wojny światowej przez mniej niż dwa i pół dnia!”

Tak, nazwał to „pierwszą” wojną światową, ponieważ widział, co nadchodzi.

Rok przed atakiem na Pearl Harbor w notatce Departamentu Stanu na temat japońskiego ekspansjonizmu nie było ani słowa o niepodległości Chin. Ale powiedziano:

„. . . nasza ogólna pozycja dyplomatyczna i strategiczna zostałaby znacznie osłabiona — przez utratę rynków chińskich, indyjskich i mórz południowych (oraz przez utratę znacznej części japońskiego rynku naszych towarów, ponieważ Japonia stawałaby się coraz bardziej samowystarczalna), ponieważ a także przez nie do pokonania ograniczenia w dostępie do kauczuku, cyny, juty i innych ważnych materiałów z regionów Azji i Oceanu”.

Podczas II wojny światowej sekretarz stanu Cordell Hull przewodniczył „komitetowi ds. problemów politycznych”, który postanowił zająć się postrzeganymi obawami opinii publicznej, że Stany Zjednoczone będą próbowały „wyżywić, ubrać, zrekonstruować i nadzorować świat”. Obawy zostałyby uspokojone poprzez przekonanie opinii publicznej, że celem USA jest zapobieżenie kolejnej wojnie i zapewnienie „swobodnego dostępu do surowców i [wspierania] handlu międzynarodowego”. Słowa Karty Atlantyckiej („równy dostęp”) stały się „swobodnym dostępem”, oznaczającym dostęp dla Stanów Zjednoczonych, ale niekoniecznie dla kogokolwiek innego.

Podczas zimnej wojny podane przyczyny wojen zmieniły się bardziej niż rzeczywiste, ponieważ walka z komunizmem dała przykrywkę dla zabijania ludzi w celu zdobycia rynków, zagranicznej siły roboczej i zasobów. Mówiliśmy, że walczymy o demokrację, ale popieraliśmy dyktatorów, takich jak Anastasio Somoza w Nikaragui, Fulgencio Batista na Kubie i Rafael Trujillo na Dominikanie. Rezultatem była zła sława Stanów Zjednoczonych i wzmocnienie pozycji lewicowych rządów w reakcji na naszą ingerencję. Senator Frank Church (D., Idaho) stwierdził, że „straciliśmy lub poważnie nadszarpnęliśmy dobre imię i reputację Stanów Zjednoczonych”.

Nawet gdyby twórcy wojen nie mieli motywów ekonomicznych, korporacje nadal nie mogłyby nie postrzegać zysków ekonomicznych jako przypadkowych produktów ubocznych wojen. Jak zauważyli George McGovern i William Polk w 2006 roku:

„W 2002 r., tuż przed amerykańską inwazją [na Irak], tylko jedna z dziesięciu najbardziej dochodowych korporacji na świecie działała na polu naftowym i gazowym; w 2005 r. cztery z dziesięciu były. Były to Exxon-Mobil i Chevron Texaco (amerykańskie) oraz Shell i BP (brytyjskie). Wojna w Iraku podwoiła cenę ropy; w pierwszych miesiącach 50 r. wzrośnie o kolejne 2006 procent”.

Sekcja: DLA ZYSKÓW

Czerpanie zysków z prowadzenia wojny jest powszechną częścią wojen amerykańskich przynajmniej od czasów wojny secesyjnej. Podczas wojny z Irakiem w 2003 roku wiceprezydent Cheney skierował masowe kontrakty bez przetargu do firmy Halliburton, od której wciąż otrzymywał odszkodowanie, i czerpał zyski z tej samej nielegalnej wojny, którą oszukał amerykańską opinię publiczną. Brytyjski premier Tony Blair był nieco bardziej ostrożny w swoich spekulacjach wojennych. Jednak koalicja Stop the War dotrzymała mu kroku, pisząc w 2010 roku:

„[Blair] zarabia 2 miliony funtów rocznie za jeden dzień pracy w miesiącu od amerykańskiego banku inwestycyjnego JP Morgan, który tak się składa, że ​​czerpie ogromne zyski z finansowania projektów „odbudowy” w Iraku. Nie ma końca wdzięczności za usługi Blaira dla przemysłu naftowego, inwazja na Irak tak wyraźnie miała na celu kontrolowanie drugich co do wielkości rezerw ropy na świecie. Kuwejcka rodzina królewska zapłaciła mu około miliona dolarów za sporządzenie raportu na temat przyszłości Kuwejtu, a transakcje biznesowe prowadzone przez firmę konsultingową, którą założył w celu doradzania innym krajom Bliskiego Wschodu, mają przynosić około 5 milionów funtów rocznie. Na wszelki wypadek, gdyby mu zabrakło, podpisał kontrakt z południowokoreańską firmą naftową UI Energy Corporation, która ma rozległe udziały w Iraku i która według niektórych szacunków przyniesie mu ostatecznie 20 milionów funtów.

Sekcja: ZA PIENIĄDZE I KLASĘ

Inną ekonomiczną motywacją do wojny, często pomijaną, jest korzyść, jaką wojna przynosi uprzywilejowanej klasie ludzi, którzy obawiają się, że ci, którym odmówiono sprawiedliwego udziału w bogactwie narodu, mogą się zbuntować. W 1916 roku w Stanach Zjednoczonych socjalizm zyskiwał na popularności, a wszelkie przejawy walki klasowej w Europie zostały stłumione przez I wojnę światową. Senator James Wadsworth (R., NY) zaproponował obowiązkowe szkolenie wojskowe w obawie, że „ci ludzie z nasi będą podzieleni na klasy”. Podobną funkcję może pełnić dzisiaj projekt ustawy o ubóstwie. Rewolucja amerykańska też mogła. II wojna światowa położyła kres radykalizmowi z epoki depresji, w ramach którego Kongres Organizacji Przemysłowych (CIO) organizował razem czarno-białych robotników.

Żołnierze II wojny światowej otrzymali rozkazy od Douglasa MacArthura, Dwighta Eisenhowera i George'a Pattona, ludzi, którzy w 1932 roku poprowadzili atak wojskowy na „Armię Bonusową”, weteranów I wojny światowej obozujących w Waszyngtonie, DC, błagając o zapłatę obiecane im premie. To była walka, która wyglądała na porażkę, dopóki weterani II wojny światowej nie otrzymali Karty Praw GI.

Mackartyzm doprowadził wielu walczących o prawa ludzi pracy do umieszczenia militaryzmu przed własnymi walkami w drugiej połowie XX wieku. Barbara Ehrenreich napisała w 1997 roku:

„Amerykanie przypisywali wojnie w Zatoce Perskiej „połączenie nas”. Serbscy i chorwaccy przywódcy rozwiązali postkomunistyczne niezadowolenie ekonomiczne swojego narodu orgią nacjonalistycznej przemocy”.

Pracowałem dla społeczności o niskich dochodach 11 września 2001 roku i pamiętam, jak wszystkie rozmowy o lepszej płacy minimalnej lub bardziej przystępnych cenach mieszkaniowych ucichły w Waszyngtonie, gdy zabrzmiały wojenne trąby.

Sekcja: DLA OLEJU

Główną motywacją do wojen jest przejęcie kontroli nad zasobami innych narodów. Pierwsza wojna światowa wyjaśniła twórcom wojennym znaczenie ropy naftowej dla napędzania samych wojen, a także dla napędzania gospodarki przemysłowej, i od tego momentu główną motywacją do wojny był podbój narodów, które mają zapasy ropy. W 1940 roku Stany Zjednoczone produkowały większość (63 procent) światowej ropy, ale w 1943 roku sekretarz spraw wewnętrznych Harold Ickes powiedział:

„Gdyby wybuchła III wojna światowa, musiałaby być toczona cudzą ropą naftową, ponieważ Stany Zjednoczone by jej nie miały”.

Prezydent Jimmy Carter zadekretował w swoim ostatnim orędziu o stanie Unii:

„Próba przejęcia kontroli nad regionem Zatoki Perskiej przez jakąkolwiek siłę zewnętrzną będzie uważana za atak na żywotne interesy Stanów Zjednoczonych Ameryki i taki atak zostanie odparty wszelkimi niezbędnymi środkami, w tym siłą militarną”.

Niezależnie od tego, czy pierwsza wojna w Zatoce Perskiej toczyła się o ropę naftową, prezydent George HW Bush powiedział, że tak. Ostrzegł, że jeśli Irak zaatakuje Arabię ​​Saudyjską, będzie kontrolował zbyt dużą część światowej ropy. Amerykańska opinia publiczna potępiła „krew za ropę”, a Bush szybko zmienił ton. Jego syn, atakując ten sam kraj kilkanaście lat później, pozwoliłby swojemu wiceprezydentowi planować wojnę na tajnych spotkaniach z dyrektorami naftowymi i ciężko pracowałby, aby narzucić Irakowi „ustawę węglowodorową” z korzyścią dla zagranicznych koncernów naftowych, ale nie próbuj publicznie sprzedawać wojny jako misji kradzieży irackiej ropy. A przynajmniej nie to było głównym celem prezentacji sprzedaży. 15 września 2002 w Washington Post pojawił się nagłówek, który brzmiał: „W scenariuszu wojny w Iraku ropa jest kwestią kluczową; Amerykańscy wiertnicy przyglądają się ogromnemu basenowi z ropą naftową”.

Africom, amerykańska struktura dowodzenia wojskiem dla tego rzadko dyskutowanego kawałka lądu większego niż cała Ameryka Północna, kontynent afrykański, została stworzona przez prezydenta George'a W. Oil Policy Initiative Group (w skład której wchodzą przedstawiciele Białego Domu, Kongresu i koncernów naftowych) jako struktury, „która mogłaby przynieść znaczące dywidendy w ochronie inwestycji amerykańskich”. Według generała Charlesa Walda, zastępcy dowódcy sił USA w Europie,

„Kluczową misją sił amerykańskich [w Afryce] byłoby zapewnienie, że pola naftowe Nigerii, które w przyszłości mogą stanowić nawet 25 procent całego importu ropy ze Stanów Zjednoczonych, są bezpieczne”.

Zastanawiam się, co rozumie przez „bezpieczne”. Jakoś wątpię, żeby jego troską było zwiększenie pewności siebie na polach naftowych.

Zaangażowanie USA w Jugosławii w latach 1990. nie było bez związku z kopalniami ołowiu, cynku, kadmu, złota i srebra, tanią siłą roboczą i zderegulowanym rynkiem. W 1996 r. amerykański sekretarz handlu Ron Brown zginął w katastrofie lotniczej w Chorwacji wraz z kierownictwem najwyższego szczebla Boeinga, Bechtela, AT&T, Northwest Airlines i kilku innych korporacji, które ustawiały rządowe kontrakty na „odbudowę”. Enron, słynna skorumpowana korporacja, która miała upaść w 2001 roku, była częścią tak wielu takich podróży, że wydała komunikat prasowy, w którym stwierdziła, że ​​żaden z jej pracowników nie był na tej. Enron przekazał 100,000 1997 dolarów Narodowemu Komitetowi Demokratów w 100 roku, sześć dni przed towarzyszeniem nowemu sekretarzowi handlu Mickeyowi Kantorowi w Bośni i Chorwacji i podpisaniu umowy na budowę elektrowni o wartości XNUMX milionów dolarów. Aneksja Kosowa, Sandy Davies pisze w Blood on Our Hands,

„. . . udało się stworzyć małe zmilitaryzowane państwo buforowe między Jugosławią a planowaną trasą ropociągu AMBO przez Bułgarię, Macedonię i Albanię. Rurociąg ten jest budowany przy wsparciu rządu USA, aby zapewnić Stanom Zjednoczonym i Europie Zachodniej dostęp do ropy z Morza Kaspijskiego. . . . Sekretarz ds. energii Bill Richardson wyjaśnił podstawową strategię w 1998 r. „Chodzi o bezpieczeństwo energetyczne Ameryki” — wyjaśnił. '. . . Jest dla nas bardzo ważne, aby zarówno mapa rurociągu, jak i polityka wyszły dobrze.'“

Wieloletni mistrz wojny Zbigniew Brzeziński przemawiał na forum RAND Corporation na temat Afganistanu w sali klubu senackiego w październiku 2009 roku. Jego pierwsze oświadczenie brzmiało, że „wycofanie się z Afganistanu w najbliższej przyszłości jest nie-nie”. Nie podał żadnych powodów i zasugerował, że inne jego wypowiedzi byłyby bardziej kontrowersyjne.

W kolejnym okresie pytań i odpowiedzi zapytałem Brzezińskiego, dlaczego takie stwierdzenie należy uznać za niekontrowersyjne, skoro mniej więcej połowa ówczesnych Amerykanów sprzeciwiała się okupacji Afganistanu. Zapytałem, jak zareaguje na argumenty amerykańskiego dyplomaty, który właśnie złożył rezygnację w proteście. Brzeziński odpowiedział, że wielu ludzi jest słabych i nie zna się na niczym i należy ich ignorować. Brzeziński powiedział, że jednym z głównych celów wojny z Afganistanem była budowa gazociągu północ-południe do Oceanu Indyjskiego. Nikogo w pomieszczeniu to nie zszokowało.

W czerwcu 2010 r. firma zajmująca się public relations związana z wojskiem przekonała New York Times do opublikowania na pierwszej stronie artykułu ogłaszającego odkrycie ogromnego bogactwa mineralnego w Afganistanie. Większość twierdzeń była wątpliwa, a te, które były solidne, nie były nowe. Ale historia została osadzona w czasie, gdy senatorowie i członkowie kongresu zaczynali zwracać się nieznacznie przeciwko wojnie. Najwyraźniej Biały Dom lub Pentagon uważały, że możliwość kradzieży litu Afgańczykom zwiększy poparcie wojenne w Kongresie.

Sekcja: DLA IMPERIUM

Walka o terytorium, bez względu na to, jakie skały mogą się pod nim znajdować, jest czcigodną motywacją do wojny. Przez całą I wojnę światową, włącznie z nią, imperia walczyły ze sobą o różne terytoria i kolonie. W przypadku I wojny światowej była to Alzacja i Lotaryngia, Bałkany, Afryka i Bliski Wschód. Wojny toczą się również w celu zapewnienia sobie wpływów, a nie własności w regionach świata. Amerykańskie bombardowanie Jugosławii w latach 1990. mogło wiązać się z pragnieniem podporządkowania Europy Stanom Zjednoczonym za pośrednictwem NATO, organizacji, której groziła utrata racji bytu. Wojnę można również prowadzić w celu osłabienia innego narodu bez okupowania go. Doradca ds. Bezpieczeństwa narodowego Brent Scowcroft powiedział, że jednym z celów wojny w Zatoce Perskiej było pozostawienie Iraku „bez możliwości ofensywnych”. Sukces Stanów Zjednoczonych w tym zakresie przydał się, gdy ponownie zaatakowały Irak w 2003 roku.

The Economist obawiał się, że wojna z Afganistanem będzie trwała w 2007 roku: „Klęska byłaby ciosem fizycznym nie tylko dla Afgańczyków, ale także dla sojuszu NATO”. Brytyjski historyk pakistański Tariq Ali skomentował:

„Jak zawsze geopolityka przeważa nad afgańskimi interesami w kalkulacji wielkich mocarstw. Umowa bazowa podpisana przez Stany Zjednoczone z ich przedstawicielem w Kabulu w maju 2005 r. daje Pentagonowi prawo do bezterminowego utrzymywania ogromnej obecności wojskowej w Afganistanie, potencjalnie obejmującej pociski nuklearne. Sekretarz Generalny NATO Jaap de Hoop Scheffer w Brookings Institution w lutym 2009 roku wyjaśnił, że Waszyngton nie szuka stałych baz na tym nieprzyjaznym i niegościnnym terenie jedynie ze względu na „demokratyzację i dobre rządy”: stała obecność NATO w kraj graniczący z byłymi republikami radzieckimi, Chinami, Iranem i Pakistanem był zbyt dobry, by go przegapić”.

Sekcja: DLA PISTOLETÓW

Inną motywacją do wojen jest uzasadnienie, jakie dostarczają dla utrzymania dużej armii i produkcji większej ilości broni. Mogło to być kluczową motywacją dla różnych amerykańskich działań wojskowych po zakończeniu zimnej wojny. Dyskusja o dywidendzie pokoju ucichła wraz z mnożeniem się wojen i interwencji. Wydaje się również, że wojny toczą się czasami w sposób, który pozwala na użycie określonej broni, mimo że strategia nie ma sensu jako środka do zwycięstwa. Na przykład w 1964 roku amerykańscy twórcy wojenni postanowili zbombardować Wietnam Północny, mimo że ich wywiad powiedział im, że ruch oporu na południu jest rodzimy.

Dlaczego? Być może dlatego, że musieli pracować z bombami i — z jakichkolwiek innych powodów — chcieli wojny. Jak widzieliśmy powyżej, bomby atomowe zostały zrzucone na Japonię niepotrzebnie, druga jeszcze bardziej niepotrzebnie niż pierwsza. Ta druga była bombą innego typu, bombą plutonową, i Pentagon chciał, żeby ją przetestowano. II wojna światowa w Europie zakończyła się zupełnie niepotrzebnym amerykańskim bombardowaniem francuskiego miasta Royan — znowu pomimo tego, że Francuzi byli naszymi sojusznikami. To bombardowanie było wczesnym użyciem napalmu na ludziach, a Pentagon najwyraźniej chciał zobaczyć, co to da.

Sekcja: MACHISMO

Ale nie samym chlebem człowiek żyje. Wojny toczone przeciwko globalnemu zagrożeniu (komunizmowi, terroryzmowi lub innemu) to także wojny toczone w celu zademonstrowania swojej waleczności osobom postronnym, zapobiegając w ten sposób przewróceniu kostek domina – niebezpieczeństwu, które zawsze może przyspieszyć utrata „wiarygodności”. Co ciekawe, w mowie podżegaczy wojennych „wiarygodność” jest synonimem „wojowniczości”, a nie „uczciwości”. Tak więc pokojowe podejście do świata pozbawione jest nie tylko przemocy, ale także „wiarygodności”. Jest w nich coś nieprzyzwoitego. Według Richarda Barneta,

„Oficerowie wojskowi w [Lyndon] Johnson Administration konsekwentnie argumentowali, że ryzyko porażki i upokorzenia było większe niż ryzyko zaminowania Haiphong, zniszczenia Hanoi lub zbombardowania „wybranych celów” w Chinach”.

Wiedzieli, że świat byłby oburzony takimi działaniami, ale jakoś nie ma nic upokarzającego w perspektywie ostracyzmu jako morderczych szaleńców. Tylko miękkość może być upokarzająca.

Jedną z najbardziej dramatycznych wiadomości, które pojawiły się po opublikowaniu przez Daniela Ellsberga dokumentów Pentagonu, była wiadomość, że 70 procent motywacji ludzi stojących za wojną z Wietnamem polegało na „zachowaniu twarzy”. Nie chodziło o to, by trzymać komunistów z dala od Peorii, czy uczyć wietnamskiej demokracji, czy coś tak wspaniałego. Miało to na celu ochronę wizerunku, a może wizerunku samego samych twórców wojennych. Asystent Sekretarza Obrony John McNaughton w notatce z 24 marca 1965 r. stwierdził, że celem USA w przerażającym bombardowaniu ludności Wietnamu było 70 procent „uniknięcie upokarzającej porażki USA (dla naszej reputacji jako gwaranta)”, 20 procent to utrzymanie terytorium z dala od chińskie ręce i 10 procent, aby umożliwić ludziom „lepszy, swobodniejszy sposób życia”.

McNaughton obawiał się, że inne narody, zastanawiając się, czy Stany Zjednoczone będą miały odwagę zbombardować je również, mogą zadawać pytania typu:

„Czy Stany Zjednoczone są skrępowane przez ograniczenia, które mogą mieć znaczenie w przyszłych przypadkach (strach przed nielegalnością, ONZ, neutralną reakcją, presją wewnętrzną, stratami USA, rozmieszczeniem sił lądowych USA w Azji, wojną z Chinami lub Rosją, użycie broni nuklearnej itp.)?”

To wiele do udowodnienia, że ​​się nie boisz. Ale potem zrzuciliśmy wiele bomb na Wietnam, próbując to udowodnić, ponad 7 milionów ton, w porównaniu do 2 milionów zrzuconych podczas II wojny światowej. Ralph Stavins argumentuje w Washington Plans an Aggressive War, że John McNaughton i William Bundy rozumieli, że tylko wycofanie się z Wietnamu ma sens, ale poparli eskalację ze strachu przed wydawaniem się osobiście słabymi.

W 1975 roku, po klęsce w Wietnamie, mistrzowie wojny byli jeszcze bardziej drażliwi w kwestii swojego machismo niż zwykle. Kiedy Czerwoni Khmerzy zajęli statek handlowy zarejestrowany w USA, prezydent Gerald Ford zażądał uwolnienia statku i jego załogi. Czerwoni Khmerzy zgodzili się. Ale amerykańskie myśliwce poszły naprzód i zbombardowały Kambodżę, aby pokazać, że, jak to ujął Biały Dom, Stany Zjednoczone „nadal są gotowe do użycia siły w celu ochrony swoich interesów”.

Takie przejawy twardości są rozumiane w Waszyngtonie nie tylko w celu rozwoju kariery, ale także w celu trwałego wzmocnienia reputacji. Prezydenci od dawna wierzyli, że nie można ich zapamiętać jako wielkich prezydentów bez wojen. Theodore Roosevelt napisał do przyjaciela w 1897 roku:

„W ścisłym zaufaniu. . . Powinienem powitać prawie każdą wojnę, ponieważ myślę, że ten kraj jej potrzebuje”.

Według powieściopisarza i autora Gore'a Vidala, prezydent John Kennedy powiedział mu, że prezydent potrzebuje wojny dla wielkości i że bez wojny secesyjnej Abraham Lincoln byłby tylko kolejnym prawnikiem zajmującym się koleją. Według Mickeya Herskowitza, który pracował z George'em W. Bushem w 1999 roku nad jego „autobiografią”, Bush chciał wojny, zanim został prezydentem.

Niepokojącą rzeczą w całej tej tęsknocie za wojną jest to, że chociaż wiele motywów wydaje się podłych, chciwych, głupich i nikczemnych, niektóre z nich wydają się bardzo osobiste i psychologiczne. Być może „racjonalne” jest pragnienie, aby światowe rynki kupowały amerykańskie produkty i produkowały je taniej, ale dlaczego musimy mieć „przewagę na światowych rynkach?” Dlaczego wspólnie potrzebujemy „pewności siebie”? Czy to nie jest coś, czego każdy szuka sam? Dlaczego nacisk na „preeminencję”? Dlaczego tak mało mówi się na zapleczu o ochronie przed zewnętrznymi zagrożeniami, a tak dużo o dominacji nad obcokrajowcami dzięki naszej wyższości i przerażającej „wiarygodności”? Czy na wojnie chodzi o szacunek?

Kiedy połączysz nielogiczność tych motywacji do wojny z faktem, że wojny tak często kończą się niepowodzeniem na własnych warunkach, a mimo to są powtarzane raz za razem, można wątpić, że mistrzowie wojny są zawsze panami własnej świadomości. Stany Zjednoczone nie podbiły Korei, Wietnamu, Iraku ani Afganistanu. W historii imperia nie przetrwały. W racjonalnym świecie pominęlibyśmy wojny i od razu przystąpilibyśmy do negocjacji pokojowych, które po nich nastąpią. Jednak tak często tego nie robimy.

Podczas wojny z Wietnamem Stany Zjednoczone najwyraźniej rozpoczęły wojnę powietrzną, rozpoczęły wojnę lądową i kontynuowały każdy etap eskalacji, ponieważ planiści wojenni nie mogli myśleć o niczym innym niż zakończenie wojny i pomimo ich wysokiego poziomu pewność, że to, co robią, nie zadziała. Po długim okresie spełniania tych oczekiwań zrobili to, co mogli od początku i zakończyli wojnę.

Sekcja: CZY TE LUDZIE SĄ SZALONE?

Jak widzieliśmy w rozdziale drugim, twórcy wojen debatują, w jakim celu należy powiedzieć społeczeństwu, że wojna służy. Ale debatują również, jaki cel ma wmawianie sobie wojny. Według historyków Pentagonu, do 26 czerwca 1966 r. „strategia została zakończona” dla Wietnamu, „i odtąd debata koncentrowała się na tym, ile siły i w jakim celu”. W jakim celu? Doskonałe pytanie. To była wewnętrzna debata, w której zakładano, że wojna będzie kontynuowana, i która miała na celu ustalenie przyczyny. Wybranie powodu, aby powiedzieć opinii publicznej, było osobnym krokiem poza tym.

Prezydent George W. Bush czasami sugerował, że wojna z Irakiem była zemstą za rzekomą (i prawdopodobnie fikcyjną) rolę Saddama Husajna w zamachu na ojca Busha, a innym razem Bush Mniejszy ujawnił, że Bóg powiedział mu, co robić. Po zbombardowaniu Wietnamu Lyndon Johnson podobno chełpił się: „Nie tylko pieprzyłem Ho Chi Minha, odciąłem mu dzioba”. Bill Clinton w 1993 roku, według George'a Stephanopoulosa, powiedział o Somalii:

„Nie zadajemy bólu tym skurwielom. Kiedy ludzie nas zabijają, powinni być zabijani w większej liczbie. Wierzę w zabijanie ludzi, którzy próbują cię skrzywdzić. I nie mogę uwierzyć, że jesteśmy popychani przez te dwulicowe kutasy.

W maju 2003 r. Tom Friedman, felietonista New York Timesa, powiedział w programie Charlie Rose Show w PBS, że celem wojny w Iraku było wysłanie żołnierzy amerykańskich od drzwi do drzwi w Iraku, aby mówili: „Ssij to”.

Czy ci ludzie są poważni, szaleni, mają obsesję na punkcie swoich penisów lub są odurzeni narkotykami? Odpowiedzi wydają się brzmieć: tak, tak, oczywiście, i wszyscy pili alkohol w razie potrzeby. Podczas kampanii prezydenckiej w 1968 roku Richard Nixon powiedział swojemu doradcy Bobowi Haldemanowi, że zmusi Wietnamczyków do poddania się, zachowując się szaleńczo (to podczas skutecznego kandydowania na prezydenta, cokolwiek by to nie mówiło o naszym elektoracie):

„[Wietnamczycy z północy] uwierzą w każdą groźbę użycia siły ze strony Nixona, ponieważ to Nixon. . . . Nazywam to teorią szaleńca, Bob. Chcę, żeby Wietnamczycy z Północy uwierzyli, że osiągnąłem punkt, w którym mogę zrobić wszystko, by powstrzymać wojnę”.

Jednym z szalonych pomysłów Nixona było zrzucenie bomb nuklearnych, ale innym było zbombardowanie Hanoi i Haiphong. Niezależnie od tego, czy udawał szaleńca, czy nie, Nixon faktycznie to zrobił, zrzucając 36 tysięcy ton na dwa miasta w ciągu 12 dni, zanim zgodził się na te same warunki, które zostały zaoferowane przed tym atakiem masowego mordu. Jeśli był w tym jakiś cel, to mógł to być ten sam motyw, który później motywował „przypływ” eskalacji w Iraku i Afganistanie – pragnienie, by wyglądać na twardego przed wyjazdem, przekształcając w ten sposób porażkę w niejasne stwierdzenie, że „skończyło się robotę”. Ale może nie było sensu.

W rozdziale piątym przyjrzeliśmy się irracjonalności przemocy poza wojną. Czy wszczynanie wojen może być równie irracjonalne? Tak jak ktoś może obrabować sklep, ponieważ potrzebuje jedzenia, ale może też kierować się szaleńczą potrzebą zamordowania sprzedawcy, tak mistrzowie wojny mogą walczyć o bazy i szyby naftowe, ale także kierować się tym, co dr Martin Luther King Jr. nazywamy szaleństwem militaryzmu?

Jeśli Barbara Ehrenreich ma rację, śledząc prehistorię żądzy wojennej od ludzi jako ofiary większych zwierząt, od grup myśliwskich odwracających sytuację tych drapieżników oraz do wczesnych religii kultu zwierząt, składania ofiar ze zwierząt i ofiar z ludzi, wojna może stracić część swojej chwały i dumy, ale stanie się łatwiejszy do zrozumienia. Nawet ci, którzy bronią obecnych praktyk tortur, nawet tortur w celu uzyskania fałszywych podstaw do wojny, nie potrafią wyjaśnić, dlaczego torturujemy ludzi na śmierć.

Czy ta część spektaklu wojny jest starsza niż nasza historia? Czy podżegacze wojenni udowadniają sobie najwyższą wagę swojej sprawy, okaleczając wroga? Czy rozkoszują się strachem i przerażeniem przed wielkimi siłami zła, które kiedyś były lampartami, a teraz są muzułmanami, i chlubią się odwagą i poświęceniem potrzebnym do triumfu dobra? Czy wojna jest w rzeczywistości obecną formą ludzkiej „ofiary”, słowem, którego wciąż używamy, nie przypominając sobie jego długiej historii lub prehistorii? Czy pierwsze ofiary były po prostu ludźmi straconymi na rzecz drapieżników? Czy ci, którzy przeżyli, pocieszali się, opisując członków swojej rodziny jako dobrowolne ofiary? Czy tak długo kłamaliśmy na temat życia i śmierci? I czy historie wojenne są aktualną wersją tego samego kłamstwa?

Pół wieku temu Konrad Lorenz zauważył psychologiczne podobieństwo między religijną czcią a podnieceniem, jakiego doświadcza zwierzę w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.

„To, co po niemiecku jest znane jako heiliger Schauer, czyli „święty dreszcz” zachwytu, może być „pozostałością”, zasugerował, powszechnej i całkowicie nieświadomej reakcji obronnej, która powoduje, że sierść zwierzęcia staje dęba, zwiększając w ten sposób jego pozorny rozmiar”.

Lorenz uważał, że „dla pokornego poszukiwacza prawdy biologicznej nie może być najmniejszej wątpliwości, że ludzki entuzjazm bojowy wyewoluował z zbiorowej reakcji obronnej naszych przedludzkich przodków”. Ekscytujące było połączenie sił i walka z wściekłym lwem lub niedźwiedziem. Lwy i niedźwiedzie w większości zniknęły, ale tęsknota za dreszczykiem emocji nie. Jak widzieliśmy w rozdziale czwartym, wiele ludzkich kultur nie wykorzystuje tej tęsknoty i nie angażuje się w wojnę. Nasz, jak dotąd, to taki, który nadal to robi.

W obliczu niebezpieczeństwa lub nawet widoku rozlewu krwi serce i oddech przyspieszają, krew odpływa ze skóry i wnętrzności, rozszerzają się źrenice, rozszerzają się oskrzela, wątroba uwalnia glukozę do mięśni, przyspiesza krzepnięcie krwi. Może to być przerażające lub radosne, a bez wątpienia kultura każdej osoby ma wpływ na to, jak jest postrzegana. W niektórych kulturach za wszelką cenę unika się takich wrażeń. U nas to zjawisko jest częścią motta wieczornych programów informacyjnych: „Jeśli krwawi, to prowadzi”. A jeszcze bardziej ekscytujące niż bycie świadkiem lub stawienie czoła niebezpieczeństwu jest łączenie się jako grupa, aby stawić im czoła i je pokonać.

Nie wątpię, że mistrzami wojny kierują szaleńcze tęsknoty, ale kiedy już przyjmą postawę socjopatów, ich wypowiedzi brzmią chłodno i wyrachowanie. Harry Truman przemawiał w Senacie 23 czerwca 1941 r.:

„Jeśli widzimy, że Niemcy wygrywają, powinniśmy pomóc Rosji, a jeśli Rosja wygrywa, powinniśmy pomóc Niemcom iw ten sposób pozwolić im zabić jak najwięcej, chociaż nie chcę, aby Hitler zwyciężył w żadnych okolicznościach. ”

Bo ten Hitler nie miał moralności.

Sekcja: ROZSIEWANIE DEMOKRACJI I OBORNIKA

Mistrzowie wojny kłamią, aby zyskać poparcie społeczne, ale prowadzą wojny przez wiele lat w obliczu silnego sprzeciwu opinii publicznej. W 1963 i 1964 r., gdy twórcy wojny próbowali wymyślić, jak eskalować wojnę w Wietnamie, grupa zadaniowa Sullivana przeanalizowała tę sprawę; gry wojenne prowadzone przez połączonych szefów sztabów i znane jako Sigma Games przedstawiają twórców wojennych możliwych scenariuszy; a Agencja Informacyjna Stanów Zjednoczonych mierzyła opinię światową i kongresową tylko po to, by dowiedzieć się, że świat sprzeciwi się eskalacji, ale Kongres zgodzi się na wszystko. Już,

„. . . wyraźnie nie było w tych ankietach żadnych badań amerykańskiej opinii publicznej; twórców wojennych nie interesowały poglądy narodu”.

Okazało się jednak, że naród był zainteresowany poglądami twórców wojennych. Rezultatem była decyzja prezydenta Lyndona Johnsona, podobna do wcześniejszych decyzji Polka i Trumana, aby nie ubiegać się o reelekcję. A jednak wojna toczyła się dalej i eskalowała na rozkaz prezydenta Nixona.

Truman miał 54-procentowy wskaźnik poparcia, dopóki nie poszedł na wojnę z Koreą, a potem spadł do lat 20. Lyndona Johnsona spadł z 74 do 42 procent. Ocena poparcia George'a W. Busha spadła z 90 procent do poziomu niższego niż ocena Trumana. W wyborach do Kongresu w 2006 roku wyborcy odnieśli ogromne zwycięstwo Demokratom nad Republikanami, a wszystkie media w kraju podały, że sondaże wyjściowe wykazały, że główną motywacją wyborców był sprzeciw wobec wojny w Iraku. Demokraci przejęli Kongres i przystąpili do natychmiastowej eskalacji tej wojny. Podobne wybory w 2008 roku również nie zakończyły wojen w Iraku i Afganistanie. Sondaże opinii publicznej między wyborami również nie wydają się mieć bezpośredniego wpływu na postępowanie tych, którzy prowadzą wojny. Do 2010 roku wojna z Irakiem została ograniczona, ale wojna z Afganistanem i bombardowania Pakistanu dronami nasiliły się.

Przez dziesięciolecia opinia publiczna w USA w dużej mierze zgadzała się z wojnami, jeśli są krótkie. Jeśli będą się przeciągać, mogą pozostać popularne, jak II wojna światowa, lub stać się niepopularne, jak Korea i Wietnam, w zależności od tego, czy opinia publiczna wierzy w argumenty rządu przemawiające za koniecznością wojny. Większość wojen, w tym wojna w Zatoce Perskiej w 1990 r., była na tyle krótka, że ​​opinii publicznej nie przeszkadzały absurdalne uzasadnienia.

Natomiast wojny w Afganistanie i Iraku, które rozpoczęły się w 2001 i 2003 roku, ciągnęły się przez kilka lat bez żadnego wiarygodnego uzasadnienia. Opinia publiczna zwróciła się przeciwko tym wojnom, ale wybrani urzędnicy zdawali się nie przejmować. Zarówno prezydent George W. Bush, jak i Kongres osiągnęli rekordowo niskie wskaźniki poparcia dla prezydenta i Kongresu. W kampanii prezydenckiej Baracka Obamy w 2008 r. motywem przewodnim była „Zmiana”, podobnie jak większość kampanii w Kongresie w latach 2008 i 2010. Każda rzeczywista zmiana była jednak dość powierzchowna.

Kiedy myślą, że to zadziała, nawet tymczasowo, twórcy wojenni po prostu okłamią opinię publiczną, że wojna w ogóle się nie dzieje. Stany Zjednoczone uzbrajają inne narody i pomagają w ich wojnach. Nasze fundusze, broń i/lub wojska brały udział w wojnach w miejscach takich jak Indonezja, Angola, Kambodża, Nikaragua i Salwador, podczas gdy nasi prezydenci twierdzili inaczej lub po prostu nic nie mówili. Zapisy opublikowane w 2000 roku ujawniły, że bez wiedzy amerykańskiej opinii publicznej Stany Zjednoczone rozpoczęły masowe bombardowania Kambodży w 1965, a nie 1970, zrzucając 2.76 miliona ton w latach 1965-1973 i przyczyniając się do powstania Czerwonych Khmerów. Kiedy prezydent Reagan podsycił wojnę w Nikaragui, mimo że Kongres jej zakazał, w 1986 wybuchł skandal, który zyskał nazwę „Iran-Contra”, ponieważ Reagan nielegalnie sprzedawał broń Iranowi w celu sfinansowania wojny w Nikaragui. Społeczeństwo było dość wyrozumiałe, a Kongres i media w przeważającej mierze wybaczały ujawnione zbrodnie.

Sekcja: WIELE TAJEMNIC

Mistrzowie wojny boją się przede wszystkim dwóch rzeczy: przejrzystości i pokoju. Nie chcą, aby opinia publiczna dowiedziała się, co robią i dlaczego. I nie chcą, aby pokój przeszkadzał im w tym.

Richard Nixon uważał, że „najniebezpieczniejszym człowiekiem w Ameryce” był Daniel Ellsberg, człowiek, który ujawnił dokumenty Pentagonu i ujawnił dziesięciolecia wojennych kłamstw Eisenhowera, Kennedy'ego i Johnsona. Kiedy ambasador Joseph Wilson w 2003 roku opublikował w New York Times kolumnę, w której obalił niektóre kłamstwa wojenne w Iraku, Biały Dom Busha zemścił się, ujawniając tożsamość jego żony jako tajnej agentki, narażając jej życie na niebezpieczeństwo. W 2010 roku Departament Sprawiedliwości prezydenta Obamy oskarżył szeregowca pierwszej klasy Bradleya Manninga o przestępstwa zagrożone maksymalną karą 52 lat więzienia. Manning został oskarżony o ujawnienie opinii publicznej nagrania wideo z pozornego zabójstwa cywilów dokonanego przez załogę amerykańskiego helikoptera w Iraku oraz informacji o planowaniu wojny z Afganistanem.

Oferty pokojowe zostały odrzucone i wyciszone przed lub w trakcie II wojny światowej, w Korei, Afganistanie, Iraku i wielu innych wojnach. W Wietnamie porozumienia pokojowe zostały zaproponowane przez Wietnamczyków, Sowietów i Francuzów, ale zostały odrzucone i sabotowane przez Stany Zjednoczone. Ostatnią rzeczą, jakiej chcesz, gdy próbujesz rozpocząć lub kontynuować wojnę – i kiedy próbujesz sprzedać ją jako niechętną akcję ostateczną – jest wyciek informacji, że druga strona proponuje rozmowy pokojowe.

Sekcja: UPEWNIJ SIĘ, ŻE AMERYKANIE UMRZEJĄ

Jeśli możesz rozpocząć wojnę i zażądać agresji od drugiej strony, nikt nie usłyszy ich wołań o pokój. Ale będziesz musiał upewnić się, że niektórzy Amerykanie zginą. Wtedy wojnę można nie tylko rozpocząć, ale także kontynuować w nieskończoność, aby ci, którzy już zostali zabici, nie zginęli na próżno. Prezydent Polk wiedział o tym w przypadku Meksyku. Podobnie ci propagandyści wojenni, którzy „pamiętali Maine”. Jak wyjaśnia Richard Barnet w kontekście Wietnamu:

„Poświęcenie życia Amerykanów jest kluczowym krokiem w rytuale zaangażowania. Dlatego William P. Bundy podkreślał w dokumentach roboczych, jak ważne jest „rozlewanie amerykańskiej krwi” nie tylko po to, by skłonić społeczeństwo do poparcia wojny, która w żaden inny sposób nie poruszyłaby ich emocji, ale także by złapać prezydenta w pułapkę”.

Kim był William P. Bundy? Był w CIA i został doradcą prezydentów Kennedy'ego i Johnsona. Był dokładnie takim typem biurokraty, który odnosi sukcesy w Waszyngtonie. W rzeczywistości był uważany za „gołębia” według standardów rządzących, takich jak jego brat McGeorge Bundy, doradca ds. teść Dean Acheson, sekretarz stanu w Trumanie. Twórcy wojenni robią to, co robią, ponieważ tylko agresywni twórcy wojenni awansują w szeregach i utrzymują swoje stanowiska jako doradcy wysokiego szczebla w naszym rządzie. Chociaż opieranie się militaryzmowi jest dobrym sposobem na wykolejenie kariery, wydaje się, że nikt nigdy nie słyszał o odsunięciu biurokraty z Waszyngtonu za nadmierne podżeganie do wojny. Rada prowojenna może zostać odrzucona, ale zawsze jest uważana za godną szacunku i ważną.

Można stać się znanym jako miękki, nie zalecając żadnego sposobu działania. Wszystko, czego potrzeba, to jedno pytanie, które jest wykorzystywane do uzasadnienia twardej polityki. Widzieliśmy to w okresie poprzedzającym inwazję na Irak w 2003 r., kiedy biurokraci dowiedzieli się, że informacje obalające twierdzenia o broni w Iraku nie są mile widziane i nie posuną ich w karierze. Podobnie pracownicy Departamentu Stanu pod koniec lat czterdziestych, którzy wiedzieli cokolwiek o Chinach i odważyli się zwrócić uwagę na popularność Mao (nie po to, by to aprobować, tylko po to, by to uznać), zostali napiętnowani jako nielojalni, a ich kariery zostały wykolejone. Twórcom wojen łatwiej jest kłamać, jeśli zaaranżują okłamywanie samych siebie.

Sekcja: KATAPULTACJA PROPAGANDY

Nieuczciwość twórców wojen można znaleźć w kontraście między tym, co mówią publicznie, a tym, co faktycznie robią, w tym tym, co mówią prywatnie. Ale widać to również w samym charakterze ich publicznych wypowiedzi, które mają na celu manipulację emocjami.

Instytut Analiz Propagandy, który istniał w latach 1937-1942, zidentyfikował siedem przydatnych technik nakłaniania ludzi do robienia tego, czego od nich oczekujesz:

1. Wyzwiska (przykładem może być „terrorysta”)

2. Błyszczące ogólniki (jeśli powiesz, że szerzysz demokrację, a potem wyjaśnisz, że używasz bomb, ludzie już się z tobą zgodzą, zanim usłyszą o bombach)

3. Transfer (jeśli powiesz ludziom, że Bóg, ich naród lub nauka aprobuje, oni też mogą chcieć)

4. Świadectwo (włożenie oświadczenia w usta szanowanego autorytetu)

5. Zwykli ludzie (pomyśl o politykach-milionerach rąbiących drewno lub nazywających swój gigantyczny dom „ranczem”)

6. Układanie kart (przechylanie dowodów)

7. Bandwagon (wszyscy to robią, nie daj się pominąć)

Jest ich znacznie więcej. Wybitnym wśród nich jest po prostu użycie strachu.

Możemy iść na wojnę lub zginąć straszliwą śmiercią z rąk diabelskich bestii, ale to twój wybór, wyłącznie od ciebie, bez presji, poza tym, że nasi kaci będą tu w przyszłym tygodniu, jeśli się nie pospieszysz!

Technika świadectwa jest stosowana w połączeniu ze strachem. Wielkim autorytetom należy ufać nie tylko dlatego, że jest to łatwiejsze, ale także dlatego, że uratują cię przed niebezpieczeństwem, jeśli będziesz im posłuszny, a możesz zacząć być im posłuszny, wierząc im. Pomyśl o ludziach biorących udział w eksperymencie Milgrama, gotowych aplikować wstrząsy elektryczne w miejsce, które ich zdaniem było celem morderstwa, jeśli kazał im to zrobić autorytet. Pomyślcie o popularności George'a W. Busha, która wzrosła z 55 do 90 procent tylko dlatego, że był prezydentem kraju, kiedy samoloty wlatywały w budynki w 2001 roku i wydał z siebie okrzyki wojenne lub dwa. Podobną przemianę przeszedł ówczesny burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani. Bush (i Obama) nie uwzględnili 9 września w swoich przemówieniach wojennych bez powodu.

Ci, którzy stanowią prawdziwą siłę napędową wojny, dokładnie wiedzą, o czym kłamią i dlaczego. Członkowie komitetu, takiego jak White House Iraq Group, którego zadaniem było promowanie wojny z Irakiem, starannie wybierają najskuteczniejsze kłamstwa i naprowadzają je na właściwy tor, docierając do przyjaznych uszu i ust polityków i ekspertów. Machiavelli powiedział tyranom, że aby być wielkimi, muszą kłamać, a ci, którzy chcą być wielcy, słuchają jego rady od wieków.

Arthur Bullard, liberalny reporter, który namawiał Woodrowa Wilsona, by stosował nieuczciwość zamiast cenzury, przekonywał, że

„Prawda i fałsz to pojęcia arbitralne. . . . Doświadczenie nie mówi nam, że jedno jest zawsze lepsze od drugiego. . . . Istnieją martwe prawdy i żywotne kłamstwa. . . . Siła pomysłu leży w jego inspirującej wartości. Nie ma większego znaczenia, czy to prawda, czy fałsz”.

W raporcie komisji senackiej z 1954 r.

„Mamy do czynienia z nieprzejednanym wrogiem, którego jawnym celem jest dominacja nad światem wszelkimi środkami i za wszelką cenę. W takiej grze nie ma reguł. Dotychczasowe normy postępowania ludzkiego nie mają zastosowania”.

Profesor filozofii Leo Strauss, mający wpływ na neokonserwatystów związanych z PNAC, poparł ideę „szlachetnego kłamstwa”, mówiącego o potrzebie mądrej elity okłamywania opinii publicznej dla jej własnego dobra. Kłopot z takimi teoriami polega na tym, że w praktyce, kiedy dowiadujemy się, że nas okłamano, nie tylko jesteśmy irracjonalnie bardziej źli z powodu tych kłamstw niż wdzięczni za całe dobro, jakie nam wyświadczyli, ale słusznie jesteśmy oburzeni, ponieważ nigdy nie zrobili nam nic dobrego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane artykuły

Nasza teoria zmian

Jak zakończyć wojnę?

Wyzwanie Ruch na rzecz Pokoju
Wydarzenia antywojenne
Pomóż nam się rozwijać

Drobni darczyńcy utrzymują nas w ruchu

Jeśli zdecydujesz się na cykliczny wkład w wysokości co najmniej 15 USD miesięcznie, możesz wybrać prezent z podziękowaniem. Dziękujemy naszym stałym darczyńcom na naszej stronie internetowej.

To Twoja szansa na ponowne wyobrażenie sobie world beyond war
Sklep WBW
Przetłumacz na dowolny język