Poza dryfem

Przez Winslowa Myersa

Trudno powiedzieć, co jest bardziej fascynujące w naszym obecnym momencie kulturowym, hałaśliwym neofaszyzmie Donalda Trumpa, czy stanie polityki, która wydaje się być na niego tak otwarta, zachęcając go coraz bardziej do prezydentury. Podobnie jak Bernie Sanders, ruszył naprzód, korzystając z naszej zbiorowej tęsknoty za autentycznością, naszego wszechobecnego zmęczenia polityczną dwulicowością i rządami opartymi na korupcji, kumoterstwie i zatorach.

„Autentyczność” Trumpa to dwustronna moneta: jego „rozwiązania” doprowadzą jedynie do dalszego podziału rasowego i klasowego w kraju i dalszej wojny na arenie międzynarodowej —i zachęcają do uważnego słuchania jako przejaw niedopuszczonego cienia naszego kraju, jak pisze Kern Beare w swoim błyskotliwie zwięzłym utworze: „Słuchając Trumpa”.

Niektórzy – mam nadzieję, że znajdzie się wystarczająco wielu, którzy poprą swoje przekonanie głosowaniem – mogą powiedzieć, że autentyczność Trumpa jest całkowicie fałszywa, ostateczny przejaw reality TV, płytkiej kultury celebrytów, bycia sławnym z tego, że jest sławny. Ale nigdy nie zaszedłby tak daleko, gdyby nie oddał autentycznego głosu nasileniu ciemności w naszej przeszłości i teraźniejszości, które wyrządzi nam krzywdę, jeśli nie będziemy wprowadzać go w światło autorefleksji i pokuty.

Cień to proste słowo, które obejmuje wszystko to, do czego świadomie odmawiamy, woląc dryfować w oparach wygodnych uproszczeń i półprawd. Łatwo jest, zwłaszcza w trakcie mocno spolaryzowanej rywalizacji politycznej, twierdzić, że tylko moja partia przywróci Stanom Zjednoczonym niezmąconą wielkość. Znacznie trudniej jest uznać naszą stronę cienia zamanifestowaną w trzech wielkich, powiązanych ze sobą wirach ciemności, nakreślonych przez Martina Luthera Kinga Jr. w 1967 roku: materializmie, rasizmie i militaryzmie.

Jeśli pozostają one nieświadome, dryfujemy. Gdy nasz czarny prezydent kończy dwie kadencje, ci w Kongresie, którzy sprzeciwiali się każdej jego inicjatywie, dryfują we śnie ukrytego rasizmu. Nasz materializm doprowadził do nierównych szans i dryfu bogactwa i władzy na szczyt. Pan Trump jest tego najlepszym przykładem, nawet jeśli udaje kumpla klasy robotniczej. Jak napisał Nick Kristof w „Timesie”, materialistyczny nadmiar i rasizm są w niego wplecione historia biznesu: „Były nadzorca budowlany pracujący dla Trumpów wyjaśnił, że kazano mu zakodować każdą aplikację przez czarnoskórą osobę literą C, oznaczającą kolorową, najwyraźniej po to, aby biuro wiedziało, że należy ją odrzucić. Agent wynajmujący Trump powiedział, że Trumpowie chcą wynajmować tylko „Żydom i kierownictwu” i odradzają wynajmowanie czarnym.

Ale największym wirem ze wszystkich, w którym dryfujemy w półświadomym niepokoju, jest nasz niekontrolowany militaryzm. Rasizm i militaryzm to przeplatające się wiry, jak widzieliśmy ostatnio w tragediach w Dallas oraz w Baton Rouge— Afroamerykańscy weterani zaatakowali policję za pomocą wojskowych karabinów szturmowych i taktyki — z których jeden z kolei został zabity przez policję wyposażoną w wojskowego robota wybuchowego.

We wszystkich dotychczasowych debatach prezydenckich nie było żadnej wzmianki o wartej bilion dolarów propozycji odnowienia wszystkich naszych systemów broni jądrowej w ciągu najbliższych 30 lat - tak jakby broń jądrowa była autentyczną odpowiedzią na wyzwania ubóstwa, braku bezpieczeństwa żywnościowego, choroba, zmiana klimatu czy terroryzm. Jakie prawdziwe ludzkie potrzeby moglibyśmy zaspokoić, realokując zaledwie kilka z tych tysięcy miliardów wlanych we wszystkie nasze zagraniczne bazy i broń?

Społeczności międzynarodowej, a szczególnie Stanom Zjednoczonym brakuje wizji zakończenia zarówno wojny z terroryzmem, jak i nuklearnej równowagi terroru, polegając zamiast tego całkowicie na przytłaczającej, rozmieszczonej na całym świecie sile militarnej typu „walcz ogniem ogniem”. Jeśli brutalna siła nie zostanie uzupełniona pokojowymi procesami docierania i pojednania, przestrzeganiem prawa międzynarodowego i hojną pomocą humanitarną, gwałtowny sprzeciw, jak widzieliśmy w przypadku ISIS, staje się nieunikniony.

Wszędzie są ludzie, mało, ale może więcej, niż nam się wydaje, którzy przestali biernie dryfować w tych wirach naszych czasów. Ludzie lubią działaczy na rzecz pokoju David Hartsough, który niedawno sprowadził grupę obywateli do Rosji w celu nawiązania przyjaznych kontaktów i przełamania utrwalających się stereotypów przypominających przestarzałą zimną wojnę ubiegłego stulecia. Ludzie lubią Len i Libby Traubman, którzy przez 20 lat gromadzili małe grupy amerykańskich Żydów i Palestyńczyków, aby dzielić się posiłkiem, opowiadać historie i nadawać ludzkie oblicze pozornie nierozwiązywalnemu konfliktowi. Ludzie lubią David Swanson, jednoosobowy derwisz, który zorganizował wielką konferencję pokojową, która odbędzie się we wrześniu w Waszyngtonie. Lub Patrisse Cullors, Opal Tometi, i Alicja Garza, założyciele ruchu Black Lives Matter. Trudno zrozumieć, jak ktokolwiek może argumentować, że „życie czarnych ma znaczenie” jest rasistowskim stwierdzeniem, podczas gdy nieuzbrojeni czarni ludzie są profilowane, a następnie zastrzelone przez policję po znacznie wyższych stawkach niż biali. Lub Al Jubitz, filantrop z Oregonu, który niestrudzenie pracuje nad inicjatywami obywatelskimi mającymi na celu zapobieganie wojnie. Albo policja w Aarhus w Danii, która walczyć z terroryzmem witając z powrotem młodych ludzi, którzy zostali wciągnięci w wir ISIS. Lub Paul Kando, emerytowany inżynier z mojego małego miasteczka w Maine, który opracował kompleksowy plan stopniowego zakończenia naszej lokalnej i stanowej nadmiernej zależności od paliw kopalnych na rzecz zainicjowanego przez obywateli przejścia na odnawialne źródła energii.

Potrójne zagrożenie rasizmem, militaryzmem i materializmem zawsze dzieli świat na „my” i „oni”, zamożnych i potrzebujących, rasy kaukaskiej i śniadej, w pełni ludzkich zachodnioeuropejczyków i muzułmanów, w których odległych miastach śmierć przez samobójczych zamachów bombowych nie zasługuje na taką samą uwagę mediów, jak identyczna rzeź w Paryżu czy Orlando.

Poruszające przemówienie Michelle Obamy na Konwencji Demokratów było tak skuteczne, ponieważ skupiało się na kwestii, która potencjalnie łączy nas wszystkich, zarówno konserwatywnych, jak i liberalnych: co jest najlepsze dla naszych dzieci? Dzieci nie rozkwitną bez dorosłych w ich życiu, którzy pogodzili się z własnym cieniem, z głęboką prawdą, że wszyscy jesteśmy ludźmi i niedoskonałymi. W Archipelag Gułag Sołżenicyn dostarczył dokładnego antidotum na bromki Trumpa, które utrwalają podziały i zachęcają do dalszego dryfowania: „Gdyby to wszystko było takie proste! Gdyby tylko byli gdzieś źli ludzie podstępnie popełniający złe czyny i wystarczyłoby tylko oddzielić ich od reszty z nas i zniszczyć. Ale linia dzieląca dobro i zło przecina serce każdego człowieka. A kto jest skłonny zniszczyć kawałek własnego serca?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane artykuły

Nasza teoria zmian

Jak zakończyć wojnę?

Wyzwanie Ruch na rzecz Pokoju
Wydarzenia antywojenne
Pomóż nam się rozwijać

Drobni darczyńcy utrzymują nas w ruchu

Jeśli zdecydujesz się na cykliczny wkład w wysokości co najmniej 15 USD miesięcznie, możesz wybrać prezent z podziękowaniem. Dziękujemy naszym stałym darczyńcom na naszej stronie internetowej.

To Twoja szansa na ponowne wyobrażenie sobie world beyond war
Sklep WBW
Przetłumacz na dowolny język